Senegal to kraj bardzo mocny muzycznie. Z niego wywodzi się chociażby Fania, Youssou N’Dour czy bardzo dobrze w Polsce znany Mamadou Diouf (współpracujący m.in. z Voo Voo). Jednak ci artyści to jeszcze nie wszystko co ma nam do zaoferowania ten afrykański kraj. Wczoraj na Dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w ramach Szczecin Music Fest można było zobaczyć zespół Orchestra Baobab.

Dziesięciu muzyków (w tym dwóch saxofonistów, dwóch gitarzystów, dwóch perkusistów, basista oraz wokaliści) przywitanych zostało bardzo ciepło. Rozpoczęli od „Hip Hip Hurra” na cześć uczestników wydarzeń sprzed dwudziestu lat, bo właśnie w dniu wystepu Orchestry świętowaliśmy rocznicę pierwszych powojennych wolnych wyborów. W 2004 roku Senegalczycy zagrali na festiwalu Malta w Poznaniu także znają już nasz kraj.

Historia zespołu jest jednak znacznie dłuższa. Orchestra Baobab została założona w cztery dekady temu i z przerwami działają do dziś koncertując na całym świecie. Współpracowali m.in. z Ibrahimem Ferrerem – czyli czołowym reprezentantem tzw. muzyki świata, ale teże z twórcami rockowymi np. z Dave`m Matthewsem. Potrafią bardzo sprawnie połączyć rytmy z rodzimej Afryki Zachodniej z kreolskimi melodiami z Portugalii, rumbą i oczywiście tradycjami kubańskimi. „Pape Ndiaye” to pierwszy utwór jaki zaprezentowali. Kompozycja ta otwiera ostatni album formacji Made in Dakar (wydany w 2007 roku) nagrany w studio Xippi w Dakarze, którego właścicielem jest Youssou N`dour.

Utwory z tej plyty zdominowały set listę wieczoru. Panowie wykonali jeszcze z tego albumu numery – „Ami Kita Bay”, ,”Cabral”, Nijaay” (tradycyjnie poprzedzony gitarowym cytatem z „Asturiaz” Isaaca Albeniza), „Ndeleng Ndeleng”oraz „Colette” Issa Cissoko grający na saxofonie tenorowym (i tańczący w wielu utworach), śpiewający Rudy Gornis oraz Barthélemy Attisso (gitarzysta pochodzący z Togo) – uważany za szefa całej orkiestry - to główne postacie zespołu. Oprócz tej trójki bardzo ważnym „elementem” tej znakomicie działającej machiny był Balla Sidibe (perkusista, także w niektórych utworach stający się wokalistą) – weteran, który pamięta początki istnienia grupy.Wszyscy członkowie grupy niemal bez przerwy poruszali się po scenie, doskonale bawiąc się swą muzyką.

„On Verra Ça” z albumu o tym samym tytule oraz „Utru Horas” z słynnego „Pirate Choice” to perełki, które doskonale uzupełniły repertuar występu. Na deser zaś orkiestranci zaaplikowali wyborne danie w postaci utworu najbardziej chyba kojarzonego z ich zespołem (obecnego na większości kompilacji ukazujących to co najlepsze w muzyce świata) czyli „Bul Ma Minn”. Podczas jego grania cała już praktycznie publiczność pląsała w okolicach sceny i obok ławeczek. Rację miał pan Darek Startek (organizator Szczecin Music Fest), który stwierdził po zakończeniu koncertu, że zeszła ze sceny „niepokonana orkiestra”. Mimo niesprzyjającej aury (wietrznej i deszczowej) Afrykańczycy zagrali tak energetycznie i żywiołowo, że chyba w pełni wynagrodzili nam swą muzyką pogodowe kaprysy.