Każdy chyba miał kiedyś okazję obejrzeć odcinek serialu „Czterej pancerni i pies”. Dla twórców spektaklu „Niech żyje wojna!!!” z Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu posłużył on jako inspiracja do stworzenia własnego obrazu wojny, który zaprezentowano dziś (22.04) widzom Kontrapunktu.

Nie-sielankowa opowieść

„Niech żyje wojna!!!” nie jest adaptacją familijnego, często zabawnego serialu o Janku, Marusi i Szariku (na podstawie powieści Janusza Przymanowskiego; 1966, reż. Konrad Nałęcki), to raczej kontrapunkt dla utrwalonego w nim narodowego mitu walecznych czołgistów. Spektakl jest oczywiście nim inspirowany, można jednak powiedzieć, że stanowi negację sielankowego obrazu wojny ukazanego w „Czterech pancernych…”. Kreacje aktorskie zaskakują: bohaterowie pojawiają się nadzy, z biało-czerwonymi opaskami na rękach, odzywają się do siebie w niewybrednych słowach i dyskutują zarówno o kwestiach wielkiej wagi, jak i o tematach niskich, objętych społecznym tabu.

Prawda o wojnie

Spektakl pokazuje, że pięknej i sprawiedliwej wojny nie ma, to jedynie narodowe bajki, ekranowe fikcje, z których wyrzuca się niewygodne treści, a całość podporządkowuje się oczekiwaniom widzów. Prawda historyczna schodzi zaś na dalszy plan, jak w spektaklu stwierdza Janek: „Historia nie jest najważniejsza. Najważniejsze są emocje”. Jednak wymowa „Niech żyje wojna!!!” odcina się od tego sposobu ujmowania tematu, to – trzeba przyznać – dość ryzykowne, ale ambitne rozwiązanie, gdyż zrywa ono z przyzwyczajeniami odbiorców. Spektakl przypomina, że II wojna światowa wyglądała zupełnie inaczej – zmieniała ludzi w zwierzęta, kierujące się instynktami. Wojna to masowe mordy, to dramaty jednostek i całych społeczeństw. Ludzi są z natury cyniczni: zarówno żołnierze, jak i dzisiejsi Polacy, szczególnie ci, którzy obracają się w show biznesie. „Niech żyje wojna!!!” przekazuje prawdę, jakiej często wcale nie chcemy znać – okrutną i świętokradczą.

Wojna o prawdę

Wojna to temat popularny, jednak wciąż dla nas trudny. Tu jednak twórcy starają się pozostać możliwie obiektywni – nie rzucają oskarżeń, nie głoszą jednej, niepodważalnej prawdy. Nie ma jednej słusznej wersji historii, każdy z nas ma w sobie własny obraz przeszłości, stanowiącej zbiór indywidualnych dramatów. Sprawiedliwość trzeba oddać każdemu. Twórcy spektaklu domagają się mówienia otwarcie o tym, co przemilczane i zapomniane, a czasem nawet – zafałszowane i zmanipulowane celowo. Mówią nam wprost: to nie prawda. A nawet dobitniej: to g… prawda! Upominają się o "pamięć o małych chłopcach, zamienionych na wojnie w psy". „Niech żyje wojna!!!” brutalnie rozprawia się z mitem wojennego świata idealistów. Polacy też mieli podczas wojny swoje przewinienia, nie byli święci. Jak mówił jeden z aktorów, wyznawali wartości uniwersalne: „honor, przyjaźń, męstwo i klepanie dziewczyn po dupach”.

Nawoływanie do złego?

Farsa, szybkie tempo, nagość, przemoc i gwałt, wiele przekleństw. „Niech żyje wojna!!!” to spektakl może trochę zbyt krzykliwy, może zbyt nihilistyczny, nie pozostawiający najmniejszych złudzeń, skomplikowany i wymagający. Kierowany jest zdecydowanie do widzów cierpliwych, o mocnych nerwach – może szokować. Opinie o spektaklu były zróżnicowane. Jedni widzieli w nim fenomenalny symboliczny przekaz, dla innych okazał się on zbyt bezpośredni, brutalny, utrwalający negatywne postawy. A może jednak, dzięki ukazaniu okropności wojny, spektakl ma właściwie wydźwięk kontrastowy wobec tytułu: niech żyje pokój? Może aktorzy nawołują do tego, abyśmy docenili świat, w którym żyjemy? Abyśmy odnaleźli w sobie patriotyczne uczucia i nie zmuszali się, jak bohaterowie spektaklu do minuty ciszy? Trzeba przyznać, że przedstawienie wzbudziło wśród widzów ożywione dyskusje, gdyż stawia wiele pytań i nie daje odpowiedzi na wszystkie. Zostawia temat widzom do przemyślenia, wnioski każdy musi wyciągnąć sam.