Po przerwie od występów, razem z wiosną, Curcuma wraca na scenę. Zespół zaprosił znajomych muzyków, by wspólnie zrobić hałas w szczecińskim Lofcie. Piski i szaleństwa, piwniczne klimaty i tatuażystka do dyspozycji gości okazały się dla sporej publiczności najlepszą opcją na piątkowy wieczór. I dobrze.
Mogli zagrać koncert zwyczajnie. Przyjść, wziąć instrumenty, mikrofon czy tam pałeczki, kto perkusista. Mogli powiedzieć jakieś skromne „dobry wieczór” zagrać i odśpiewać  te same pozycje, które zaplanowali – wszystkie 16, bez przeszkód.  Później jakieś żarciki, coś o regionie może, kto wie. A na koniec zwyczajne życzenia miłego wieczoru, czy przynajmniej coś równie sympatycznego i do domu pod kołdrę, ale ...nie. To nie są zwyczaje muzyków z Curcumy, którzy mają już sporą sumkę fanów pod sceną i podobną ilość przyjaciół z branży.
Curcuma nie mogła wrócić, ot tak, zwyczajnie. Dają dobre koncerty i robią dobre imprezy.
 
 W Lofcie, pojawili się również Mentos z Annalisy (który odśpiewał z Szurbem - całkiem zgrabnie z resztą! – „Ludzi Chmielu”), Bizon z Black Meadow oraz Jakub Pietrołaj z Overdose. Pojawił się też ktoś niezwiązany z branżą muzyczną,  choć może z rokendrolem pośrednio. Aleksandra Tomaszewska pokazywała tego wieczora swoje projekty i wyjawiała wszystkim zainteresowanym sekrety tatuowania. Właściwie Curcuma strzeliła sobie w stopę, zapraszając Olę na koncert, bo jej stolik był często okupowany, a przy nim dyskusje czy te tatuaże to ładne czy nie, czy potrzebne czy wcale. Nie skończyło się jednak tylko na rozmowach – poleciały też rezerwacje terminów i projektów. 
 
- Mam już kilka tatuaży i dwa kolejne zrobię właśnie u Oli –mówi Grzegorz Gońka, który zaklepał u Oli najbliższy termin – Podobają mi się jej projekty a to dla mnie kryterium najważniejsze. Tatuaże służą mi do ozdoby, nie jestem zwolennikiem wyrażania za ich pomocą jakichś specjalnych myśli czy znaczeń.
 
 Autor: Diana Marczewska