Dwie godziny w świecie kobiet z temperamentem, serwuje nam Audrey Dana w swoim reżyserskim debiucie."Spódnice w górę!" są aktualnie w repertuarze Multikina.
Kłótnie, zdrady, rozstania i powroty, namiętne wyznania i czułe zwierzenia. Z takich scen składa się ten film. Scenariusz tej produkcji, to  przeplatające się ze sobą historyjki z kobietami wrolach głównych. Pewna siebie, dysponująca nadmiarem testosteronu,  Rose (Vanessa Paradis), bardzo potrzebująca mężczyzn, wyzwolona Jo (w tej roli pani reżyser); nieśmiała, ale atrakcyjna Agathe (Laetitia Casta), obarczona gromadką dzieci Ysis (Géraldine Nakache), czy uświadamiająca sobie upływ czasu, Lily (Isabelle Adjani). To tylko niektóre z obecnych na ekranie postaci. Jest jeszcze także Fanny (Julie Ferrier), która w wyniku bliskiego spotkania ze słupem ulicznym, pozbywa się zahamowań, zaczyna szukać przygód i przypadkowo trafia na... najbardziej pożadanego faceta w Paryżu (w tej roli Stanley Weber). 

 
Chociaż wątki obyczajowe dominują w "Spódnicach..." to otrzymujemy też epizod z sali sądowej. Adeline (Alice Belaïdi) jest świadkiem w sprawie karnej swojej matki. Panowie są natomiast tylko tłem dla wyczynów, wciąż nienasyconych i niespełnionych pań. Jedynie mąż Ysis (Guillaume Gouix) próbuje się wychylić i przeciwstawić się tej tendencji i częściowo mu się to udaje...
 
Nawet jeśli zaaprobujemy tę patchworkową konwencję i uda nam się polubić którąś z bohaterek, to chyba jeszcze będzie zbyt mało, by uznać tę komedię za dzieło artystycznie satysfakcjonujące.  Co prawda dialogi można docenić, muzyka (w wykonaniu Imany) też podbija trochę  poziom całości, ale ogólny efekt budzi mieszane reakcje. Wiele sekwencji to tylko wypałniacze, czasem barwniejsze czy pikantniejsze, ale często niestety niepotrzebne i niewiele wnoszące do fabuły. Walorem "Spódnic..." jest na pewno fakt, że możemy tu zobaczyć, nieczęsto ostatnio goszczącą na dużym ekranie, słynną Isabelle Adjani, ale mam nadzieję, że jeszcze będzie szansa by ujrzeć ją w kinach w bardziej znaczącej roli.