To Angelina Jolie miała zagrać tytułową rolę. Być może z jej udziałem "Lucy" byłby filmem bardziej drapieżnym i niegrzecznym. Zastąpiła ją jednak Scarlett Johansson, a jak sobie poradziła możemy się przekonać idąc na projekcję tej nowej produkcji Luca Bessona, na przykład do szczecińskiego Multikina.
Besson, to człowiek niewątpliwie bardzo aktywny twórczo. Nieustannie dostarcza nowych scenariuszy, pracuje jako producent,a co pewien czas (choć może rzadziej niż niegdyś) reżyseruje. "Lucy" raczej nie zapewni mu uznania krytyków, wciąż czekających na dzieło o artystycznym poziomie zbliżonym do "Wielkiego błękitu" czu "Leona zawodowca", ale wielu widzów, powinien jednak zadowolić.
 
Główna bohaterka filmu, to Amerykanka, która mieszka na Tajwanie. Jej życie, dotąd dość zwyczajne i bezbarwne, zmienia się w jednej sekundzie, kiedy niejaki Richard obarcza ją pewną tajemniczą przesyłką. Ona ma ją tylko dostarczyć panu Jangowi, ale wykonanie tego zadania, przynosi niezapowiedziane komplikacje.W efekcie kobieta staje się kurierem przemycającym w swoim podbrzuszu  saszetkę z narkotykiem o nie do końca rozpoznanych właściwościach. Paczka nie jest szczelna i substancja ta częściowo przenika do organizmu Lucy. Konsekwencje tego "przecieku" są takie, że jej mózg zaczyna pracować na zwiększonych obrotach. Teraz może doznawać tego, co jej świat oferuje, bardziej intensywnie.
 
Wykorzystując potencjał swojego mózgu w ponad przeciętnym wymiarze, może przywołać odczucia i wrażenia, głęboko dotąd ukryte w jej świadomości. Poza tym rośnie też jej sprawność fizyczna. Z delikatnym okrucieństwem rozprawia się więc z tajwańską mafią, niezwykle sprawnie posługując się zarówno swoim wyostrzonym intelektem jaki i bronią palną.
 
Te sceny, w konwencji typowego kina akcji, są w "Lucy" najlepsze. Gdyby ten film nie aspirował do opowieści niemalże w duchu apokaliptycznej science-fiction  (Besson aplikuje nam zdjęcia dzikiej przyrody i rozważania o ewolucji człowieka  niczym Kubrick w "Odyseji Kosmicznej"), to otrzymalibyśmy produkt może uboższy, ale jednak bardziej przyswajalny. Zwłaszcza, że pod względem wykonawczym jest to dzieło udane. Scarlett co prawda nie wznosi się na wyżyny swoich możliwości, ale nie jest to w tym wypadku potrzebne. W pozostałych rolach widzimy m.in.takich aktorów jak Min-sik Choi (znany z takich filmów jak "Pani Zemsta" i "Oldboy") i Morgan Freeman ("Siedem", "Choć goni nas czas").
 
Besson pozwolił sobie na kilka dowcipnych nawiązań do kina gangsterskiego (efektowna scena rozprawy z panem Jangiem z muzyką ze "Requiem" Mozarta w tle) i zapewnił widzom wrażenia wizualne, prawie tak bogate jak te w "Piątym elemencie".  Zatem jeśli obniżymy trochę nasze wymagania i przymkniemy oko na dość słabe zakończenie, to "Lucy" może nam dość miło wypełnić czas.