Detektyw Mark Heckenburg prowadzi śledztwo w sprawie zniknięcia prawie czterdziestu kobiet, które wiodły naprawdę przyzwoite życie. Kiedy Heckenburg trafia na trop „Klubu Miłych Facetów”, dochodzenie po dwóch latach stagnacji nabiera tempa...
„Stalkerzy” są typowym thrillerem policyjnym. Mamy tu bohatera, który lubi przeciwstawiać się odgórnie nałożonym zasadom panującym w firmie (policji), jest zawzięty i pomimo ostrych reprymend nie porzuca sprawy, nad którą pracuje. Oczywiście, nasz bohater ma wspólnika, a właściwie wspólniczkę, bardzo atrakcyjną kobietę, w tym wypadku z doświadczeniami  wojskowymi. I choć schemat jest zachowany: bohater – pomocnica, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Markowi Heckenburgowi jego wspólniczka, Lauren Wraxford (notabene siostra jednej z zaginionych kobiet), jest wyjątkowo zbędna. I choć nie raz ratuje go z opresji, pewnie większość groźnych sytuacji by się nie przydarzyła detektywowi, gdyby działał w pojedynkę. 
 
Jest jeszcze jedna kobieta, którą kiedyś łączyło coś więcej niż przyjaźń z Heckenburgiem, a obecnie kryje go i potajemnie wspiera. Kiedy Mark zostaje odsunięty od sprawy i wysłany na przymusowy urlop, Gemma w tajemnicy przed innymi ukrywa fakt, że detektyw prowadzi nadal śledztwo na własną rękę Jednak nadinspektor Gemmie Piper brakuje jakichś wyraźniejszych cech charakteru lub jakiejś ważniejszej roli do odegrania, by jako postać mogła zapaść w pamięci na dłużej, bo czasami nadzwyczajna uroda i pewność siebie to za mało, by wyryć się w sercu czytelnika.
 
Zakończenie książki stawia przed czytelnikiem więcej pytań niż daje odpowiedzi: czy komendant Laycock rzeczywiście jest wtyczką na komisariacie i nie wolno mu ufać? Czy Szalony Mike Silver mówił prawdę o innych „Miłych Facetach”? Czy uda się doprowadzić śledztwo do samego końca? 
 
To książka z całą pewnością do przeczytania w dwa-trzy wieczory. Nie wiem, może wynika to z faktu, że Paul Finch jest cenionym brytyjskim pisarzem i scenarzystą albo że otrzymał International Horror Guild Award, ale spodziewałam się bardziej zawiłej zagadki, więcej tajemnic, trudniejszego rozwiązania i bardziej wciągającego śledztwa niż tego, które zaprezentowano w książce. To jednak dopiero pierwsza część przygód Marka Heckenburga, więc liczę na to, że kolejne okażą się lepszymi, a przede wszystkim, że w następnych tomach w końcu śledztwo zostanie doprowadzone do końca.
 
Książkę przetłumaczyła Magdalena Koziej.