Jego szczeciński,lipcowy występ, był oceniany bardzo różnie. Nie wszyscy byli usatysfakcjonowani programem jaki Herbie Hancock zaprezentował na dziedzińcu szczecińskiego Zamku. Myślę, że mniej wątpliwości wzbudzi autobiografia tego znakomitego jazzowego muzyka, która od kilku tygodni dostępna jest w księgarniach.
 
"Szybko doszedłem do wniosku, że chcę być pianistą. Od tamtego czasu muzyka stała się moim zyciem. Każdą chwilę poświęcałem na grę na fortepianie, łączyłem ze sobą akordy, tworzyłem melodie, czytałem nuty, ćwiczyłem palce.Bez względu na to jak dobrze opanowałem utwór, zawsze uwazałem że mogę to zrobić lepiej" to fragment pierwszego rozdziału książki "Herbie Hancock. Autobiografia legendy jazzu", która została napisana przez słynnego pianistę z Lisą Dickey, a na polski przetłumaczyła tę pozycję Katarzyna Gawęska. Faktem jest, że Herbie zaczął grać bardzo wcześnie, a już w wieku 12 lat został zaproszony do wspólnego występu z Chicagowską Orkiestrą symfoniczną (wykonał wówczas XXVI Koncert Fortepianowy D-dur Mozarta).
 
Jako muzyk osiagnął praktycznie wszystko i znany jest z tego, że nie ograniczał się do jednej stylistyki, ale odważnie eksepymentował z rockiem, elektroniką i hip-hopem, a będąc fanem nowinek technicznych, wprowadzał je do swojej twórczości. Być może nie byłby tym kim jest gdyby nie wpływ Milesa Davisa, od którego nauczył się bardzo wiele już na wczesnym etapie swojej kariery. Herbie pisze o nim m.in. "Miles nigdy nie był typem lidera, który szastał opiniami albo cokolwiek sugerował, chyba ze go o to prosilismy. Jesli nawet wtedy odpowiadał tajemniczo tak jakby wręczał nam puzzle, które mamy ułożyć. Nigdy nie mówił tez o teorii muzyki, o nutach,tonacjach i akordach. wolła opowiadac o o kolorze albo formie, która chciał wykreować. Raz, kiedy zobaczył jak pewna kobieta zatacza sie, idac ulicą, wskazał na nią palcem i powiedział nam" - Zagrajcie to". 
 
Hancock przytacza w ksiażce wiele anegdotycznych wspomnień. Np. o Shorterze, z którym grał bardzo często w latach 70. pisze: "Wayne potrafił grać, nawet kiedy był nawalony. Pił wtedy bardzo duzo, głównie koniak.. Nazywalismy go Człowiekiem Koniakiem, co on przekręcił na Człowieka Słaby Występ.. W przeciwieństwie do reszty on pił przed koncertami. Miał taki system: pił, wypacał alkohol podczas gry, a później pił jeszcze więcej..." 
 
Hancock nie jest na szczęście typem megalomana, który pisze tylko o swoich sukcesach i osiągnięciach. Najbardziej chyba interesujące są te fragmenty autobiografii, które wiążą sie z negatywnymi aspektami jego życia. Muzyk był uzależnieniony od alkoholu i narkotyków, stykał się z rasizmem, przezył tragiczną smierć swojej siostry. Przetrwanie najtrudniejszych chwil stało się możliwe dzięki  temu, że zaczął praktykować buddyzm. Poza tym zawsze był człowiekiem otwartym na inne dziedziny poza uprawianym zawodem.  Wiele czasu poświęcił   działalności prospołecznej i został Ambasadorem Dobrej Woli UNESCO. Dzięki niemu zainicjowany został Międzynarodowy Dzień Jazzu.
 
Książka pewnie rozczaruje te osoby, które oczekiwały dokładnego, szczegółowego zrelacjonowania kariery pianisty, z datami i okolicznościami powstania wszystkich albumów. Hancock skupia się na tych naważniejszych zdarzeniach ze swej biografii, pisze o tym, co miało decydujący wpływ na jego kompozycje i sposób tworzenia. Dlatego najwięcej miejsca w tej książce poświęcono tym utworom, które miały szczególne znaczenie w rozwoju artystycznym mistrza - "Watermelon Man", "Rockit" czy płycie "Headhunters", a wiele ciekawych dokonań zostało potraktowanych z mniejszą atencją. Tak czy owak jest to pozycja bezsprzecznie bardzo cenna dla tych, którzy interesują się jazzem i współczesną muzyką. Co istotne, Hancock ukazuje w niej siebie jako człowieka nie raz walczącego ze swoimi słabościami, ale wciąż wracającego do komponowaniamuzyki, która zachwyca i inspiruje.