Gdzie jest granica między sztuką a wandalizmem? Kogo można nazwać artystą, a kto jest już po prostu chuliganem? Ile jest warta sztuka miejska? Ile tak naprawdę twórcy są w stanie poświęcić dla dzieła swojego życia? Czyżby życie?
Alejandra Varela dostaje zlecenie z wydawnictwa, by porozmawiać z legendą śródziemnomorskiego graffiti. Snajper to niezwykle tajemniczy grafficiarz, którego jedno słowo powoduje wyjście kilkuset młodych adeptów sztuki ulicznej w nocy, by zbombić albo wagon pociągu, albo ścianę lub mur. Prace mistrza to nocna odpowiedź na sytuację dnia codziennego, np. riposta na strajk śmieciarzy. Dlatego jego prace są tak intrygujące – bo dotyczą codziennych problemów. Książka Arturo Pérez Reverte (przetłumaczona przez Joannę Karasek) jest swego rodzaju wyzwaniem, stawia bowiem odbiorców przed próbą zrozumienia dla wielu kontrowersji: mówi o rzeczach nieoczywistych, o wielkości i słuszności graffiti; bohaterką jest lesbijka, a tytułowy Snajper nie liczy się z innymi, lubi po prostu wyrażać swoje zdanie na ulicach miasta i udowadniać, że niewielu jest takich, którzy rozumieją dlaczego i w jakim celu tworzy się w mieście. Książka prowadzi czytelników przez zakamarki Hiszpanii, Włoch oraz Portugalii. Wąskie uliczki, urokliwe place i tłoczne rynki, nawet w książce nie będącej przewodnikiem po stolicach, oddają niesamowity urok tych miejsc. Polska deszczowa pogoda sprzyja tęsknocie ze letnim słońcem, a każdy przejaw ciepła choćby nawet w książkach, jest miłą odskocznią od szarości szczecińskich ulic. I choć tematyka nie jest łatwa, prosta i lekka, książkę czyta się niezwykle łatwo, prosto i lekko. A zakończenie niezwykle zaskakuje. Czytając książkę, miałam przed oczami szczecińskie graffiti – na odnowionych kamienicach, dopiero co wyremontowanych budynkach i zastanawiałam się, czy istnieje jakiekolwiek usprawiedliwienie dla tych, którzy namalowali tagi. I chyba nie ma. Myślę, że za mało w naszym mieście dobrego graffiti, takiego które niesie głębsze przesłanie niż tylko zdewastowanie fasady budynków. Graffiti, które byłoby przede wszystkim ozdobą. Wiele słyszy się o muralach, o wielkich i przepięknym obrazach, które wtapiają się w estetykę miasta. Przecież Trasa Zamkowa jest ozdobiona, a nie zdemolowana, prawda? Jednak wystarczy się przejść po ulicach Niebuszewa, by odnaleźć rysunki o marnej wartości artystycznej, które są raczej oznaką nudy niż głębszych przemyśleń i przesłanek. Wątpię, by powieść dała odpowiedź na pytania o słuszność takiego przejawu miejskiej sztuki jakim jest graffiti; stawia ona raczej wielokropek w zdaniu: to nie zawsze wandalizm, a czasem odrobina prawdziwego talentu…