Czy można bezkarnie zamienić ciało stojącego nad grobem bogacza na fizjonomię przystojnego młodzieńca? Takie pytanie zadają twórcy filmu "Klucz do wieczności", który od kilku dni znajduje się w repertuarze Multikina.
Śmiertelnie chory finansista, ma już przed sobą tylko kilka miesięcy życia. Organizm słabnie, a wszystkie objawy sa jednoznaczne...   Damian (Ben Kingsley) nie zamierza jednak schodzić z areny pokonany. Ma jeszcze szansę by przedłużyć swą egzystencję. Dzięki kosztownej "manipulacji" medycznej otrzymuje ciało znacznie młodszego i zdrowszego człowieka (w tej roli Ryan Reynolds)... Wydawałoby się, że sprytnie oszukał naturę i teraz będzie mógł korzystać do woli z walorów nowej powłoki cielesnej, a jednak w tym układzie pojawia się rysa.
 

Damian (aktualnie Mark), odkrywa, że w jego umyśle jest wiele wspomnień, które mącą idealną formę. Postanawia wyjaśnić tę kwestię i dowiedzieć się jakie jest źródło tych "zaburzeń" i szybko przekonuje się, że stał się ofiarą korporacji bezwględnie dążacej do pomnażania zysków, zdecydowanie nie liczącej się zaś z etyką i skutkami ubocznymi swych działań dla psychiki swoich klientów.  

 
Film Tarsema Singha jest zatem połaczeniem konwencji science-fiction z thrillerem. Pewnie niektórzy widzowie bedą zaskoczeni tym, że bardzo wiele pomieszczono w nim scen typowych dla kina akcji. Mark jest bardzo sprawnym facetem i dość łatwo mu przychodzi usuwanie z drogi przeciwników i te widowiskowe sekwencje urozmaicają fabułę.
 
Odbiorcy, którzy łakną naukowych moralitetów, w których rozważane są zagadnienia bioetyczne pewnie bedą mniej usatysfakcjonowani. Chociaż konsekwencje przechodzenia z jednego ciała w drugie i sztuczne przedłużanie życia jest punktem wyjścia scenariuszowej intrygi, to jednak "Klucz do wieczności" jest filmem bardziej rozrywkowym, oddalającym się od dokładniejszego analizowania problemu, choć sygnalizuje kwestie zagrożeń jakie są związane z handlowym wykorzystywaniem możliwości zamiany ciał.
 
Do pozytywnych elementów całości zaliczyłbym kreacje aktorskie. Nie tylko głównych bohaterów, ale także  Natalie Martinez jako Madeline (dobrze odtwarzającej gwałtowne stany emocjonalne) i Jaynee-Lynne Kinchen jako jej córki Anny. Ben Kinsley, co prawda nie miał w tym obrazie wiele do roboty, ale jednak jego udział zaznacza się w pamięci.  Cały film chyba jednak na długo w niej nie pozostanie...