Gdzie i kiedy?
Hormon
ul. Monte Cassino 6
piątek, 14 listopada 2014, 19:00
Za ile?
15 zł / 20 zł
Rok po ukazaniu się ich debiutanckiego albumu „Something Is Happen" ruszają w kolejną wyjątkową trasę, będącą pomostem pomiędzy pierwszym, a drugim albumem. Zespół zaprezentuje trochę nowego materiału oraz bogatsze, bardziej koncertowe aranżacje utworów z debiutanckiej płyty.

Sound of Bells to muzyczna podróż zespołu, który pojawi się w 6 krajach (poza Polską jeszcze w Niemczech, Szwajcarii, Holandii, Belgii oraz Francji).

To historia z tych zaskakujących. Są debiutantami. Premiera ich płyty Someting to happen miała miejsce 30 lipca 2013 roku, a za nimi już debiut na falach amerykańskiego eteru w kultowej stacji radiowej KEXP. Singiel „Youth" wzięła na warsztat Sarah Blackwood - autorka słynnych coverów.

Wielki świat bardzo szybko zainteresował się Lilly Hates Roses. Bardzo entuzjastycznie i ciepło przyjęci na Openerze oraz Slot Art Festival. Jesienią zakończyli swą trzecią trasę koncertową, promującą debiutancki album „Something to happen". Zagrali 25 koncertów w Polsce i Niemczech. Podczas swej drugiej trasy, promującej album, mieli okazję zaprezentować się na koncertach w Irlandii oraz festiwalach Alter Fest i Off Plus Camera.

Ich muzyka osadzona w indie-folku jest wspomagana awangardową elektroniką, otoczoną melancholijnymi osobistymi tekstami. Album wyprodukował Maciej Cieślak (Ścianka, Lenny Valentino). Płyta nagrana analogowo na „setkę". Za sam mastering odpowiedzialny jest Smolik. Coś dla fanów Bon Iver czy Low.

Na naszym polskim podwórku, w Kasi i Kamilu wyjątkowego talentu dopatrzyła się Maria Peszek: "Jest w was czystość i coś bardzo niewinnego. Mam strasznie wielką nadzieję, że uda wam się to zatrzymać".

Jarek Szubrycht, redaktor naczelny serwisu T-Mobile Music także widzi w duecie duży potencjał – „Wszystkie fajne amerykańskie filmy o trudach dojrzewania chciałyby mieć Lilly Hates Roses na soundtracku. To jest właśnie ten typ słodko-gorzkich prostych piosenek o trudnych sprawach. Niby niewiele się dzieje, a chwytają za gardło."

Lilly Hates Roses ma też wsparcie ze strony Piotra Metza - „Stworzyliście magiczny, niepowtarzalny klimat. Widać, że jesteście mocno skupieni na sztuce."

O Kasi i Kamilu bardzo pochlebnie wypowiada się Maciej Cieślak (Ścianka, Lenny Valentino), producent muzyczny płyty „Something to happen": „Bardzo zdolni, świetnie śpiewają, aż trudno uwierzyć że Kasia ma 18, a Kamil 23 lata. No i melodie - dawno nie słyszałem tak dobrych melodii. Oprawianie tych perełek w stosowne koronki codziennie przypominało mi dlaczego lubię być producentem."

foto: materiał prasowy