Sobotnia noc. Ulice Szczecina wybrzmiewają imprezami w klubach. Pod pubami wystają palacze, rozprawiający z ożywieniem o zakończonej właśnie walce lub meczu. Chodnikami spacerują grupki ludzi, którzy dopiero szukają lokalu dla siebie, zmieniają na inny, albo wracają z kina lub teatru. Jest głośno, parno mimo chłodu, a każda kolejna minuta może przynieść nowe atrakcje. Miasto żyje.

Niestety skrywa też pewną smutną tajemnicę. Wystarczy opuścić Aleję Niepodległości, skręcić w ulicę Tkacką, przejść się pozostałymi uliczkami Starówki i namacalne staje się wrażenie wyobcowania, jakby ktoś wyekstrahował z niej siły, wysłał na emeryturę, albo co bardziej prawdopodobne – kazał położyć się do łóżka, aby spokojnie umarła. Nawet respirator gdzieś schował, żeby przypadkiem agonia się nie przedłużała. Cisza, której doświadcza się w tym miejscu, przywodzi na myśl wędrówkę do innego świata, gdzie jak echo niosą się przytłumione dźwięki sąsiednich, głośnych ulic. Nie byłoby tak źle (czasami przecież trzeba odpocząć od hałasu, tłumów), gdyby nie fakt, że Starówka powinna spajać życie kulturalne miasta, być w jego centrum, gwarantować wolną wymianę myśli.

Jedz, pij i idź do domu

Ożywienie zaobserwować można dopiero w restauracjach, pubach i pizzeriach. Poza sezonem nie pękają w szwach (choć w Caffe Venezia zazwyczaj jest duży ruch, bez względu na dzień tygodnia), ale widać, że Szczecinianie systematycznie wybierają się na obiad lub kolacje do starówkowych lokali (szczególnie tych położonych na terenie Podzamcza). Do tego dochodzą turyści, przede wszystkim Niemcy, którzy jesienią i zimą spędzają wczasy w nadmorskich salonach SPA, skąd przyjeżdżają do Szczecina na jednodniowe wycieczki. Niemniej, jak słusznie zauważyła Małgorzata Grzegorczyk z Restauracji-Kawiarni na Mariackiej, ogranicza się to do zjedzenia, wypicia i powrotu do domu. Nic bowiem z atrakcji niegastronomicznych nie zachęca ludzi do spędzenia czasu na terenie Starówki. Znajdą się pewnie głosy, że to nie do końca prawda, że przecież nad całością góruje Zamek Książąt Pomorskich, wspomagany przez Royal Jazz Club, 13 Muz, muzeum, galerie i zabytki, ale przecież na tak dużej przestrzeni to za mało. Nie wspominając o tym, że nawet najbardziej oddany miłośnik kultury znudzi się ciągłym odwiedzaniem tych samych miejsc, które przecież z biegiem lat powtarzają część wydarzeń.

Zresztą, wegetacja częściowo wynika ze stagnacji w jaką wpadł Zamek. Według Edmunda Kikmuntera, który od 1995 roku pracuje w sklepie z pamiątkami ze Szczecina, jeszcze kilka lat temu działo się na dziedzińcu i w poszczególnych salach o wiele więcej. Bez względu na porę roku. Obecnie program wydarzeń też ma trochę do zaoferowania, ale gdzie się podziały kiermasze, stoiska z książkami poustawiane wzdłuż ulicy Korsarzy? Pan Edmund, zapytany o ruch na Starówce w trakcie dnia, odpowiedział: „W tygodniu, poza sezonem turystycznym, jest niewielki, a pamiątek nie kupuje prawie nikt”. Z sentymentem wspominał też początki swojej pracy, kiedy całe rodziny uczestniczyły w organizowanych w pobliżu wydarzeniach. „Nie było tak cicho, a Zamek potrafił przyciągnąć” – dodaje.

Innym powodem uniemożliwiającym dłuższe spędzenie czasu na Starówce, jest brak miejsca (poza Zamkiem), w którym mieszkańcy i przyjezdni mogliby się zgromadzić, niekoniecznie decydując się na wizytę w restauracji lub kawiarni. Plac Orła Białego doskonale by się do tego nadawał, ale nie w aktualnym stanie. Przydałaby się także scena, na której mogłyby się odbywać darmowe koncerty lub przedstawienia. Są głosy, że takowa ma się pojawić w najbliższe wakacje w okolicach Podzamcza. Byłby to pierwszy mały krok do wyjścia z zapaści.

  

Śmierć czy rewitalizacja?

Mieszkańcy Szczecina pytani o to czy Starówka żyje, smutnie zaprzeczają. Na sto osób, zaledwie sześć odpowiedziało twierdząco. Jednak poproszeni o doprecyzowanie, wskazywali duży wybór lokali, jako największy atut, a zarazem najżwawszy jej fragment. Owszem, w restauracjach, kawiarniach etc. widać pozajmowane stoliki, zabieganych kelnerów, ale pracownicy otwarcie mówią o tym, że ruch mógłby być większy. Paweł i Sara z pizzerii Hot Sombrero spodziewają się znacznego obłożenia klientelą, jeśli na dany dzień zapowiedziano transmisje dużego wydarzenia sportowego. W sezonie pizzerię odwiedzają głównie Niemcy, w miesiącach chłodniejszych młodsi wiekiem Szczecinianie. Według nich Starówka umiera. Natomiast Luiza, kelnerka w restauracji Pomiędzy, była odmiennego zdania. Wskazała, że w Pomiędzy zazwyczaj jest tłoczno, a klientela to ludzie między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia. Jako najbardziej pracowite miesiące wskazała kwiecień i czerwiec. Należy nadmienić, że była to jedyna pozytywna odpowiedź. W pozostałych przypadkach nikt nie wyszedł poza ostrożny sceptycyzm, a najbardziej żywiołowej wypowiedzi udzieliła anonimowa kelnerka z pubu Pod dziesiątką, która wykrzyczała, że Starówka już dawno umarła.

Czy to oznacza, że należy ją spisać na straty? Zdecydowanie nie. Przecież Szczecinianie chcieliby mieć centrum, do którego ciągnęłyby tłumy. Potwierdza to badanie socjologiczne opinii i preferencji na temat obecnego stanu i kierunków przyszłych zmian w obrębie Starego Miasta, przeprowadzone na zlecenie magistratu w 2006 roku. Wynika z niego, że mieszkańcy lubią ten obszar Szczecina, podoba im się także zabudowa „nowego” Starego Miasta. Respondenci byli jednomyślni w kwestii tego, że w przyszłości obszar od placu Orła Białego po Zamek i Podzamcze powinien stać się jednym z ważniejszych miejsc Szczecina. Wystartowała nawet inicjatywa, zapoczątkowana przez Forum Gryf, która miała szybko (do czerwca 2010 roku) uzyskać zgodę na wdrożenie projektu w życie. Ich cele można znaleźć na stronie staremiastoszczecin.pl. Niestety, witryna nie była od dawna aktualizowana.

Pewną nadzieję rokuje wydarzenie z 28 marca bieżącego roku, kiedy to Piotr Krzystek przystąpił do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego omawianego terenu. Jako powód takiego działania podaje się przede wszystkim opustoszenie Starego Miasta, gdzie do niedawna żyło siedem tysięcy mieszkańców, a obecnie jest ich niecałe cztery tysiące. „Dzielnica banków, szkół i przedszkoli musi ponownie stać się sercem Szczecina” – można przeczytać na stronie magistratu. Dokument zwraca uwagę, że rozdzielony obszar Starówki i Podzamcza wymaga atrakcyjnego połączenia, ciągów spacerowych z pl. Orła Białego na Rynek Sienny i Warzywny. Koncepcje to kontynuacja opracowań rozpoczętych w latach osiemdziesiątych w pracy prof. Stanisława Latour’a, który zaproponował nie tylko odbudowę Podzamcza, ale także dostosowanie całego Starego Miasta do standardów centrum Szczecina. W planach pojawiają się też nawiązania do opracowań teoretycznych i projektowych Zbigniewa Paszkowskiego i wielu innych architektów [patrz Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Szczecina z 1994 roku].

Alternatywa

Nim zapowiadane modyfikacje wejdą w życie można albo ignorować konającą Starówkę, albo poszukać alternatywy. Wiele osób upatruje jej w Deptaku na ulicy Bogusława. Tomasz Kwiatkowski, stały bywalec, otwarcie deklaruje, że dla młodych ludzi skwer ma znacznie więcej do zaoferowania. W ciepłe miesiące można miło spędzić czas na świeżym powietrzu w ogródkach, posłuchać koncertów. Jesienią i zimą zostają przyjemne wnętrza lokali, w których zawsze coś się dzieje, zawsze też obłożenie klientami jest duże (jak np. w popularnej Fanaberii). Tomasz zwraca również uwagę na to, że ceny na Deptaku są niższe niż na Starym Mieście.

  

Istnieją jednak dwa mankamenty. Po pierwsze grupki młodzieży wystające w bramach, o których ostatnio coraz głośniej w mediach. Po drugie, jeśli chodzi o centra kulturalne, do wyboru ma się wyłącznie Teatr Mały. Niewiele na to, aby stać się pełnoprawną alternatywą. Deptak lepiej sprawdziłby się jako uzupełnienie tętniącej życiem Starówki.

Reanimacja

Wiele wskazuje na to, że za jakiś czas będzie można wejść na teren Starego Miasta w sobotnią noc i zamiast ciszy, doświadczyć śmiechów, muzyki, darmowych przedstawień. Zapoczątkowany w tym roku plan zagospodarowania przestrzennego powinien stać się resuscytatorem, który postawi umierającego na nogi. Skorzystają na tym turyści, Szczecinianie, miasto i lokalni przedsiębiorcy. Jeśli dojdzie do tego odpowiednie animowanie wydarzeń kulturalnych, promocja w innych rejonach Polski (skoro ogłaszają się u nas np. Katowice, to dlaczego my tego nie robimy u nich?), dbanie o to, aby przyjezdni wiedzieli o tym, że w Szczecinie istnieje coś takiego jak Starówka (według recepcjonistów dużych hoteli w centrum, spora część gości nie ma o niej pojęcia), będzie można zapomnieć o agonii i powiedzieć, że szczecińskie Stare Miasto żyje. Na chwilę obecną, nawet przy najlepszych chęciach, nie da się tak stwierdzić. Pustki za dnia, przejmująca cisza w nocy, ludzie pochowani w lokalach, brak dużych, bezpłatnych imprez (wzorem takich z wrocławskiego rynku) potwierdzają obraz zaniedbania, postępującej choroby, którą w samym centrum pielęgnuje Szczecin.