Izabela Banaszek w maju 2014 roku zmarła w szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej wskutek odniesionych wcześniej obrażeń głowy. Jej rodzice zarzucają lekarzom, że córka zbyt długo czekała na niezbędną operację. Ich akt oskarżenia w tej sprawie z przyczyn formalnych został odrzucony przez Sąd Rejonowy w Szczecinie. Pełnomocnicy rodziny uważają, że wymagane terminy nie zostały zachowane z uwagi na błędne pouczenie przez prokuratora i zapowiadają zażalenie do Sądu Okręgowego.

Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło 6 maja 2014 r. Panią Izabelę znaleziono około godziny 17.30, leżącą na chodniku przy ul. Bohaterów Warszawy. Była nieprzytomna, z poważnymi obrażeniami głowy. Według ustaleń śledczych kobieta przewróciła się sama i niefortunnie uderzyła. Jej rodzice, państwo Bronisława i Stanisław Boczkowscy, mają jednak wątpliwości.

- Obrażenia były bardzo duże. Trudno nam uwierzyć, że powstały w wyniku upadku drobnej, ważącej 50 kg dziewczyny. W tej sprawie wciąż jest wiele niewiadomych – mówi pani Bronisława.

 

Dwie godziny oczekiwania na operację

Ratownicy przewieźli panią Izabelę do szpitala przy ul. Unii Lubelskiej. Na blok operacyjny trafiła ok. godz. 19.35. Czyli dwie godziny po przyjęciu na SOR, jako pacjentka NN (bez ustalonej tożsamości). Przeszła operację usunięcia krwiaka śródczaszkowego, przymózgowego. Niestety zabieg ten nie uratował jej życia.

Rodzice uważają, że nieprawidłowe działanie lekarzy i zbyt długie zwlekanie z operacją doprowadziło do stanu bezpośrednio zagrażającemu życiu pani Izabeli.

- Największe pretensje mamy o to, że przez te dwie godziny oczekiwania nie otrzymała fachowej pomocy. Kiedy przybyliśmy do szpitala w ogóle nie była przygotowana do operacji. Nieostrzyżona, z włosami we krwi. Dopiero gdy zaczęliśmy błagać lekarzy, gdy mąż zaczął na nich krzyczeć, zaczął się wokół niej jakiś ruch i rozpoczęto przygotowania do operacji. Wcześniej przez półtorej godziny czekano na pielęgniarkę, która mogłaby podać kontrast – mówi pani Bronisława.

 

Biegli nie znaleźli błędów

Prokuratura dwukrotnie umarzała postępowanie w tej sprawie. Powoływano się na opinię biegłych sądowych, którzy orzekli, że wszystkie procedury medyczne zostały wykonane w sposób prawidłowy.

- Uważamy, że opinia biegłych nie odpowiada na kilka istotnych pytań i oparta jest na niejednoznacznych wnioskach. Nie dowiedzieliśmy się z niej, czy gdyby wdrożono leczenie wcześniej, to pani Izabela nie miałaby większych szans na przeżycie. Nie zbadano też, czy nie popełniono błędów organizacyjnych przyjmując pacjentkę na oddział, na którym nie było pielęgniarki mogącej podać kontrast – mówi mecenas Magdalena Jatczak, pełnomocnik państwa Boczkowskich.

 

Zdecydowały formalności

Dlatego rodzice pani Izabeli zgodnie z przysługującym im prawem, po dwukrotnym umorzeniu sprawy, sami chcieli przejąć rolę prokuratora. Złożyli subsydiarny akt oskarżenia. Sąd Rejonowy Szczecin Prawobrzeże i Zachód nie zajął się jednak jego merytoryczną stroną.

Orzekł, że przy składaniu aktu oskarżenia nie dopełniono wymogów formalnych. Nie dotrzymano terminu miesiąca od doręczenia decyzji o powtórnym umorzenia sprawy przez prokuraturę. Sąd wskazał, że błąd popełnił poprzedni pełnomocnik państwa Boczkowskich, który zamiast subsydiarnego aktu oskarżenia złożył kolejne zażalenie do prokuratury.

- Złożymy zażalenie na tę decyzję do Sądu Okręgowego. Decyzja o powtórnym umorzeniu została doręczona pokrzywdzonym dwukrotnie. Za pierwszym razem przy pouczeniu błędnie dołączono formularze wszystkich rodzajów środków odwoławczych, w tym zażalenia, które wówczas nie było zasadne. Dopiero przy drugim doręczeniu w pouczeniu nie było błędów. I termin miesiąca od drugiego doręczenia został przez nas dotrzymany – tłumaczy mecenas Magdalena Jatczak.

 

Jeśli Sąd Okręgowy pozytywnie rozpatrzy zażalenie, sprawa wróci do Sądu Rejonowego.

- Nie zależy nam na ukaraniu kogokolwiek. Chcemy po prostu, żeby nigdy już nie doszło do takiej sytuacji. Żeby żadna matka nie musiała oglądać swojej córki zakrwawionej, leżącej na szpitalnym łóżku gdzieś pod ścianą i czekającą na fachową pomoc – mówi pani Bronisława.