Cena biletu na to wydarzenie była wysoka, ale i tak nie odstraszyła ona fanów Kultu od zakupu. Ci szczęśliwcy, którzy dotarli wczoraj do Filharmonii byli jednak raczej zadowoleni z inwestycji. Dwie i pół godziny, które spędzili na sali symfonicznej zapamiętają zapewne na dłużej.

Nietypowy początek

Zaczęli nietypowo, bo od balladowej kompozycji „Komu bije dzwon” Jak powiedział Kazik Staszewski, często ona kończy ich występy. Tym razem przekornie była wstępem do całego wieczoru, który był bardzo bogaty we wrażenia. Dziewięć osób na scenie, a w dodatku jeszcze trzech gości zapewniło nam bowiem w ramach formuły Anplakt, przegląd dokonań Kultu w wersjach odmiennych od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Akustyczne brzmienie pozwoliło chociażby na uwypuklenie sekcji instrumentów dętych, które na „zwykłych” elektrycznych występach zespołu są nierzadko „przykryte” ścianą gitar.

 

Po wspomnianym już otwarciu panowie zagrali „Brooklyńską radę Żydów”, a następnie cofali się coraz bardziej w przeszłość docierając do utworu” Berlin 1932”. Natomiast po wykonaniu kompozycji „W czarnej urnie”, Kazik stwierdził, że pomylił się w dwóch wersach. „To ostatnia piosenka, którą napisał mój tata i dlatego brak mi luzu przy jej wykonywaniu”.

 

Jazda na maksa

Kilkanaście minut później wokalista Kultu mógł po raz pierwszy trochę odpocząć, bo przy mikrofonie stanął Dr Yry. Z jego udziałem zespół zagrał „Krótkie kazanie na temat jazdy na maksa” oraz utwór „Krew jak śnieg” (zaśpiewany w duecie z Kazikiem), a pomiędzy nimi numer zespołu El Dupa czyli macierzystej formacji doktora. W czasie trwania całego występu zobaczyliśmy później jeszcze dwóch gości – syna Kazika, Jan(usza), który zaśpiewał m.in. numer „Niejeden” oraz Zaciera.

 

Czołgiem na scenę

Ten ostatni miał najbardziej spektakularne z wszystkich wejście na scenę, a właściwie wjazd. Dotarł na jej środek w tekturowym czołgu, strzelającym z lufy kwiatami... Oprócz dwóch utworów Kultu wykonał kawałek „Kiedy w Polsce będą Chiny”. Podczas tego przerywnika Kazik „błąkał się” za kulisami, bo jak powiedział po powrocie, przez pewien czas nie mógł znaleźć drogi od toalety na scenę...

 

Wódka i inne akcesoria

Celowo nie wymieniam wszystkich tytułów utworów (było ich tego wieczoru o wiele więcej). Już 14 marca Kult Anplakt znów wydarzy się w tym samym miejscu i chciałbym aby widzowie, którzy będą tam wtedy, mieli też trochę niespodzianek. Dodam jeszcze tylko, że w repertuarze znalazł się jeden zupełnie nowy utwór, który trafi na właśnie nagrywaną przez zespół nową płytę studyjną. Poza tym oprócz autorskich piosenek usłyszeliśmy też kilka obcych tematów np. „Zegarmistrza światła” T. Woźniaka i „Modlitwę wschodzie słońca” Kaczmarskiego, a w ostatnich minutach show znaleźli się na scenie wszyscy wokaliści by wykonać „Wódkę” na cztery głosy!

Wspomnę jeszcze, że oprócz instrumentów scena pomieściła także różnorakie akcesoria. Leżak, konik na biegunach, stary model telefonu i radioodbiornik. Niektóre z nich zostały wykorzystane w konkretnych utworach, a atrakcyjność całego wydarzenia zwiększyła jeszcze oprawa wizualna. Techniczny odpowiedzialny za światła naprawdę dobrze zapracował na swoją gażę!