Pamiętacie tę scenę w „Misiu”, gdy w barze naczynia są przykręcone do stolików? Albo, gdy klient musi zamówić zestaw obowiązkowy? W tym barze też tak było, ale ten lokal wiele rzeczy pamięta – w końcu w Szczecinie jest najstarszym barem.

Przy jednej z głównych ulic Szczecina, w jeden z pięknych kamienic tego miasta mieści się niepozorny bar. Większość osób, które przechodzą obok zielonego szyldu nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że to najstarszy lokal gastronomiczny w Szczecinie.

Lokal przy skrzyżowaniu ulic Krzywoustego i Śmiałego powstał jeszcze za Niemca – prawdopodobnie w 1907 roku. I był aż do 1945 roku, później przyszli Polacy i też prowadzili tutaj gastronomię – wtedy powstała nazwa baru. Ach! Co to była za restauracja. Był bogaty wystrój, obsługa kelnerska - tak klienci opowiadają. To były czasy! A teraz? No cóż, jak wszędzie – są dobre czasy i złe.

Bar, który pamięta

Bez znaczenia na to jak jest, Wiarus trwa. Od 1945 roku zmieniają się właściciele, wystrój, ale najstarszy bar jest – zamknięta przestrzeń, która pamięta przeszłość. Dziś lokal jest prowadzony przez Panią Annę Fierek. Pracę w lokalu zaczęła 29 lat temu, a 14 lat później restaurację przejęła. Różnie działo się w tych murach, było prywatnie i państwowo. Była wódka po 13 i kolejki za piwem, była seta i koreczek.

Zaczęłam pracę w 1984 roku, 1 kwietnia i wtedy kolejki były straszne – bo wódka była od 13. Była mniejsza konkurencja, jak rzucili piwo to ludzie stali w ogonkach. A gdzie jest tłum tam jest i bałagan. - mówi Anna Fierek.

Sprzedaż wiązana

Ale scen rodem z Barei nie było. Nie było tak ekstremalnie, nie było przykręcanych talerzy, sztućców na łańcuszkach. Ale było państwowo, wyczuwało się ten klimat, tę atmosferę tamtego ustroju.

Kiedyś wejście do baru było narożnikowe – bo za Niemca niemal wszystkie narożniki były restauracjami. Później był tutaj typowy bar szybkiej obsługi.
Nie było stolików, nie było krzeseł były tzw. tramwaje – tak nazywaliśmy takie stoły szybkiej obsługi i koło tego hokery. I Panowie – kiedyś, bo teraz towarzystwo jest mieszane – ale kiedyś przychodzili sami Panowie. Stawał taki przy barze – a za dawnych czasów obowiązkiem była seta i koreczek, albo kanapeczka, albo galareta – tak zwana sprzedaż wiązana. Człowiek brał, szedł do stolika, szybciutko jadł i wychodził. - tłumaczy właścicielka.

Oryginał

Teraz znów przychodzi moda na te wszystkie mety, stylizowane na PRL-owskie bary szybkiej obsługi. Tylko po co sięgać do czegoś co udaje, gdy możemy mieć autentyk? Dziś w Wiarusie wciąż pojawiają się klienci, którzy wpadają na setkę i wychodzą. Ale bar, który ma tak wiele lat dorobił się także stałych klientów.

Mam takich klientów, którzy przychodzą tutaj od lat. Jest inżynier, on od 1950 któregoś roku przychodzi, starszy Pan i on setkę wypija tradycyjnie i galaretka musi dla niego być. Mam takiego Pana, który ma od lat swój standard, gdy otwieram on przychodzi bierze dwa piwa i paczkę papierosów i nigdy nic więcej – moje córki nazywają go „w porywach trzecie piwo”. Przychodziła taka grupka, dwóch redaktorów, starsi Panowie – oni przychodzili w celach towarzyskich, żeby siąść, żeby wypić i oni siedzieli i gadali. Po prostu przychodzili tylko po to, żeby się spotkać i pogadać. Mam np. parę Panów, którzy wchodzą, mają odliczone 4 zł, kładą na bar, wypiją pięćdziesiątkę i wychodzą. Sekundę to trwa. - mówi Anna Fierek.

Swój klient

W Wiarusie też zjemy. Domowo, smacznie, niedrogo. To tutaj podobno są najlepsze flaki – są klienci, którzy dla nich przyjeżdżają z drugiego końca Szczecina. A na golonkę przyjeżdżają wysoko postawieni urzędnicy – bo podobno nie ma lepszej.
Muszę przyznać, że nawet prominenci przyjeżdżają do nas na goloneczkę, do naszego pokoiku służbowego, poważnie, bez żadnego chwalenia. - wyznaje właścicielka. Bar stara się codziennie przygotować danie dnia – które jest tanie, bo ludzie niestety nie mają pieniędzy.
Ludzie do nas przychodzą ze skromnymi portfelami, to lokal dla skromnych ludzi. Można tanio zjeść, można tanio wypić. Tutaj przychodzi przede wszystkim dzielnicowy klient. - tłumaczy Anna Fierek.

Okropne, pierwsze wrażenie

Przechodząc obok Wiarusa może pomyślisz, że to zwykła, pijacka mordownia. Może ten dzielny żołnierz będzie dla ciebie tylko zapomnianym weteranem. Ale warto chyba zajrzeć tam, poczuć klimat i zapach murów przesiąkniętych historią.
Wychodzę z założenia, że „klient nasz Pan” nie ludzie są dla nas, ale my jesteśmy dla ludzi. Przynajmniej poprzednia szefowa tak mi to wpoiła i tak zostało. Tu jest specyficzny klimat. - mówi Anna Fierek.