Robert Brylewski, Andrzej Smolik i Budyń na jednej scenie to nie zdarza się często. Tymczasem tak właśnie było wczoraj (16 marca) w Teatrze Kana. Ci trzej muzycy byli gośćmi na specjalnym występie reaktywowanego na ten wieczór zespołu Relanium.

Poprzedni występ tej formacji szczecinianie mogli zobaczyć w lipcu 2005 roku, więc osób złaknionych ich  (niekoniecznie kojącej nerwy) muzyki  było wiele. Wszystkie bilety zostały wyprzedane, a zapewne przyczyniły się do tego także informacje o tym, że Relanium wystąpi wraz z muzykami, których dobrze znamy. Oprócz wcześniej wymienionych zapowiadany był również Marcin Macuk, ale on nie dotarł jednak do Kany...

Zanim na scenie zainstalowali się głowni bohaterowie wieczoru, publiczność została uraczona  dźwiękami o bardzo intensywnej konsystencji jazzoowo-niosowej wytwarzanymi przez  Elektrisk Duo K600. Ten duet to Tomasz Bachorz (znany jako Pies), grający na saksofonie  i norweski perkusista. Pól godziny jakie mieli do dyspozycji wykorzystali po to by zaaplikować widzom eksperymentalny przekaz. Zagrali m.in. takie utwory jak „Nicely Fest” czy „Water Piont” i to był intrygujący wstęp do dalszych wydarzeń.

Kiedy przed widzami pojawiło  się pięciu muzyków Relanium, dowodzonych przez Psa, przywitani zostali bardzo ciepło. Już podczas trwania występu dowiedzieliśmy się, że Krzysztof Sanecki (grający na perkusji) właśnie tego dnia świętuje swoje urodziny. Tak więc pozostali zaintonowali „Happy birthday” dla niego. Atmosfera ogólnie była bardzo przyjazna i niemalże familiarna...

Pierwsze dwa utwory jakie  Relanium przypomniało to „Saturn” i „Planety”.  Potem zagrali  „Somewhere Inside” i wówczas to dołączyli do zespołu goście. Robert Brylewski był zdecydowanie najbardziej aktywny. Nie tylko grał na gitarze, ale także śpiewał (m.in. w utworze „Siła Kosmicznego Przyciągania”), pokrzykiwał, rzucał jakieś uwagi. Budyń, który grał na saksofonie, przysiadł z boku sceny i  nie zabierał głosu, co pewnie wiele osób zaskoczyło.  Andrzej Smolik, także był trochę  zdystansowany, przy swoim stanowisku z aparaturą elektroniczną, ale widać było że dobrze się bawi udziałem w całym przedsięwzięciu. Pies nie tylko grał, ale przede wszystkim śpiewał kosmiczne teksty numerów, które większość zgromadzonych w Kanie, dobrze znała. Choćby takich jak „Kwaśny” czy „Wenus”. Alternatywne brzmienie wzbogacone było dubowymi sekwencjami, skutecznie „podkręcającymi” nasze zmysły. Po dziesięciu utworach, które znalazły się w programie występu, widzowie wymogli powrót muzyków na scenę. Wówczas to usłyszeliśmy jeszcze cover zespołu Ludność Chile (innej grupy  Psa) , a po nim kilkuminutowy instrumentalny jam.

Relanium  udowodniło więc, że lata przerwy w działalności nie zaszkodziły bynajmniej ich muzyce, która nadal jest dobrym lekiem. Trochę szkoda, że możemy go zażywać tak rzadko.