Wczorajszego wieczoru, po raz kolejny w ciągu ubiegłych paru lat nasze miasto odwiedził ostatni wokalista legendarnego GENESIS – Ray Wilson z muzykami z jego projektu GENESIS CLASSIC. 2,5 godzinny (!!!) koncert na pewno zostanie w pamięci i sercach zgromadzonej publiczności – była to cudowna podróż przez największe hity grupy przeplatane utworami z solowych płyt Szkota zakochanego w Polce i Polsce.
Parę minut po 18 na scenie pojawił się Ray wraz muzykami – na gitarze wspomaga go brat Steve, na fortepianie z boku sceny Dariusz Tarczewski , z tyłu w zachwycających czerwonych sukienkach 2 skrzypaczki : Alicja Chrząszcz i Barbara Szelagiewicz a obok nich Marcin Kajper grający na przemian na saksofonie, flecie i basie. Zaczęli od Follow You Follow Me, następnie Another Day In Paradise – wielki przebój Phila Collinsa. Kolejne były Goodbye Baby Blue, Carpet Crawlers, Another Cup of Coffee, Change z pierwszej solowej płyty artysty. Sala poderwała się do oklasków w Jesus He Knows Me, później było trochę country w The Airport Song, solo na saksofonie pod koniec That's All, instrumentalny utwór w klimacie swingu ( za który to Ray żartobliwie przeprosił ), Tale From A Small Town ( kolejny solowy utwór ). Ripples rozpoczął najbardziej nastrojową część tego koncertu, po nim usłyszeliśmy liryczny duet skrzypiec i fortepianu a potem duet skrzypcowy podczas których muzycy dają nam próbkę swoich niezwykłych umiejętności.
 
Inside – utwór od którego zaczęła się wielka kariera Raya, dalej mamy Invisible Touch i małe zaskoczenie, ale bardzo na plus  - Against All Odds , tylko na fortepianie i zaśpiewane przez Dariusza. Biko – na tym utworze zawsze mam ciarki na plecach – tak było i tym razem – ten GŁOS !!! Solsbury Hill , krótka przerwa ale wiadomo – będą bisy : Not About Us, Shipwrecked ( oba z ostatniej płyty Genesis na której to właśnie Ray był wokalistą ) i na samo zakończenie tego pięknego wieczoru Mama okraszone światłami o barwie rubinów.
 
Wszystkie utwory zaprezentowano w aranżacjach na skrzypce i fortepian, a przeplatano je krótkimi, często zabawnymi historyjkami z życia Raya i jego brata oraz muzyków współpracujących z nimi przez ostatnie lata. Koncert w Hali Opery, ze względu na swoją obszerną zawartość i miejsce prezentacji muzyki - zdecydowanie wart był zobaczenia. 
Po koncercie w foyer zebrał się spory tłum, wszyscy oczekiwali na pojawienie się Raya. Nie minęło 10 minut i pojawili się bracia Wilson - każdy ze zgromadzonych fanów mógł dostać autograf czy też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z artystami, kolejka była naprawdę długa ale nikt nie odszedł z kwitkiem.