Takiego wydarzenia w ramach cyklu SoundLab jeszcze nie było! Tym razem elektronika została skonfrontowana z jazzem i muzyką ludową, a na scenie Filharmonii zobaczyliśmy Smolika, Atom String Quartet i... kilku gości.

 

“Ad Libitum II” – to pierwszy utwór, który zabrzmiał tego wieczoru ze sceny. Został zagrany przez Atom String Quartet. Muzycy tej formacji na wstępie przedstawili bowiem dwie własne, znane już kompozycje. Trzeci utwór - "Toccata" Dawida Lubowicza, to już było zderzenie dźwięków granych przez kwartet z wizją Andrzeja Smolika, który dołączył wówczas do pozostałych, by dodać od siebie trochę cyfrowego soundu oraz zagrać na fortepianie.

 

„Dialogi fletu i flażoletu” to następny wspólnie wykonany utwór, a później na scenie zameldował się ktoś, kto dodał jeszcze do tej konfiguracji rockowy głos i gitarę. To był Kev Fox, czyli Walijczyk, bardzo związany w ostatnich latach z Polską, który w ubiegłym roku wydał ze Smolikiem wspólny album. Z tej właśnie płyty panowie zagrali m.in. „Mind The Bright Lights” , „Crocked” czy „Help Yourself” i zwłaszcza ten ostatni numer był mocną propozycją. W połowie akustyczny przeistoczył się następnie w energetyczną „jazdę”, kiedy Kev chwycił za gitarę elektryczną. W międzyczasie za perkusją zasiadł kolejny gość - Kuba Staruszkiewicz (znany m.in. z zespołu Pink Freud) i on dodał jeszcze energii całemu przekazowi.

 

Role konferansjerów pełnili na zmianę Krzysztof Lenczowski (wiolonczela), tego dnia obchodzący swoje trzydzieste urodziny (!) i Andrzej Smolik. To właśnie drugi z nich zapowiedział kompozycję zainspirowaną... lądowaniem na księżycu i dokonaniami Briana Eno. To był bezsprzecznie jeden z najlepszych fragmentów całego wydarzenia. Utwór najbardziej eksperymentalny, intrygujący formalnie i dość mroczny.

”Winter Song” oraz „Ballada o smutku” to były następne propozycje z dorobku Atomów, a kiedy wybrzmiały te jazzowe frazy znów na scenę wszedł pan Fox. Zaśpiewał jeden z największych hitów Smolika –
 „50 tysięcy 881” (wcielając się w rolę Artura Rojka, który wykonywał tę pieśń w oryginale). To był pierwszy finał występu, ale przed nami były jeszcze... dwa.

 

Publiczność tak mocno domagała się kolejnych utworów, klaszcząc i nawołując, że Smolik i ASQ wrócili jeszcze by zaprezentować bardzo dobrą wersję „Etiudy baletowej” Krzysztofa Komedy. To jednak jeszcze nie był koniec...Kiedy widzowie opuścili salę by udać się do szatni, zostali zaskoczeni niespodziewaną dogrywką. W holu głównym pojawiło się trio Fox/Smolik/Staruszkiewicz by jeszcze trochę pograć, dla tych, którzy nie mieli jej jeszcze dość muzyki. Taki intymny, bardzo kameralny epilog został nagrodzony owacjami. Niewątpliwie w pełni zasłużonymi.