Gdy zadawał matce cios w tył głowy, miał tylko jedną myśl. „Aby nie spojrzała, bo zobaczy, że to ja, jej własny syn, zadaję jej ciosy”.

Elegancka, mocno pomalowana kobieta jak co miesiąc pojawia się na poczcie przy al. Wojska Polskiego, by odebrać rentę. W milczeniu podaje dowód osobisty i czeka na wypłatę gotówki. Kasjerka nie ma jednak odpowiedniej kwoty, prosi klientkę o drobne. Ta wciąż milcząc gestem ramion sugeruje, że nie ma. Urzędniczka jednak naciska, znów prosi o pieniądze. Ty razem klientka się odzywa. Pracowniczka poczty idzie na zaplecze, by tam rozmienić pieniądze. Ale głos klientki wzbudził w niej niepokój – był jakby męski – tym podzieliła się z kierownikiem, a ten wezwał milicję.

Obraziła się i wyjechała

Był 31 maja 1977 roku, elegancka kobieta, która od trzech miesięcy przychodziła na pocztę po swoją rentę okazała się mężczyzną. Na komisariacie zatrzymany przyznaje się do tego, że podrobił dowód osobisty swojej matki. Tłumaczy, że matka wyjechała, pozostawiając go bez pieniędzy – podrobiony dowód miał być sposobem na ich zdobycie. Milicjanci przeszukali mieszkanie podejrzanego – znaleźli kilkanaście kradzionych dowodów osobistych, czcionki drukarskie oraz jakieś chemikalia. I żadnego śladu matki.

Zatrzymany wyjaśnia, że w lutym pokłócił się z matką. Ta miała się obrazić, wyjść i już nie wrócić. Przesłuchiwani są także sąsiedzi i jedyna rodzina – babka i ciotka, które mieszkają w innej części Polski. Okazało się, że sąsiadom mówił, że matka wyjechała do krewnych, rodzinie – gdy dzwoniła- że akurat nie ma jej w domu, bo szuka dorywczej pracy. Sąsiedzi zeznają, że matkę chłopaka ostatni raz widzieli pod koniec 1976 roku. Co się stało z kobietą?

Matkobójca się przyznaje

Po kolejnych przesłuchaniach milicjanci dochodzą do wniosku, że kobieta musiała zginąć. Jak? Dlaczego? I co się stało z ciałem? W czerwcu 1977 roku następuje przełom – zatrzymany przyznaje się do zabicia matki i opowiada przerażającą historię o niespełnionych ambicjach.

20-letni zatrzymany kilka lat wcześniej stracił ojca. Matka wychowywała go sama i traktowała go jak największy skarb. Była nadopiekuńcza, mimo tego, że syn był już dorosłym mężczyzną wciąż traktowała go jak małego chłopca. Matka wiąże z synem wielkie nadzieje – ciężko pracuje, poświęca się, by jej jedyne dziecko zdobyło jak najlepsze wykształcenie. Ale młodzieniec nie może znaleźć odpowiedniej drogi, rezygnuje z kolejnych szkół. W Boże Narodzenie 1976 roku zatrzymany musi powiedzieć matce, że znów rzucił studia. Jest zdenerwowany – to będzie trudna rozmowa, znów zawiódł. Siedzi przy stole i przecinakiem rozbija orzechy. W końcu – w okolicy 1 w nocy postanawia podjąć dręczący go temat. Już wie, że jej syn rzucił szkołę, kłócą się. Matka uderza go w twarz, jego okulary spadają. Matka kładzie się na kanapie, zaczyna płakać. Wtedy podejrzany zobaczył przecinak, którym wcześniej obierał orzechy. Podnosi go i zadaje pierwszy cios. Zezna „Bałem się, żeby nie spojrzała, bo zobaczy, że to ja, jej własny syn, zadaję jej ciosy”.

Była jego wyrzutem sumienia

Gdzie są zwłoki? Ciało poćwiartował – kawałki wrzuca do ubikacji, głowę, ręce i nogi wystawia na balkon. Kości stara się spalić – bezskutecznie. Przypomina sobie historię kolegi, który poparzył się zasadą sodową. Podejmuje próbę rozpuszczenia pozostałych części ciała. Udaje się.

W jego zeznaniach fragment o morderstwie jest najkrótszy. Przede wszystkim opowiada o matce. O jej poświęceniu, o życiu, w którym nie było nikogo poza synem. Zaczęła go denerwować jej nadopiekuńczość – jej „uważaj, bo się poparzysz, przeziębisz”. Później napisze „Gdyby ktoś spytał, kim była dla mnie moja matka, odpowiedziałbym, że była moim wyrzutem sumienia.”

Nie był zdeprawowany”

Sala rozpraw pęka w szwach, każdy chce poznać historię matkobójcy. Na początku publiczność jest nastawiona wrogo do oskarżonego, z czasem to się zmienia. Ludzie zaczynają mu współczuć. W pierwszym wyroku matkobójca zostaje skazany na karę śmierci. Później wyrok zamienią na 25 lat.

Po 13 latach morderca wyjdzie na wolność. Jeden z obrońców mówił o nim: „Nie był zabójcą, do którego czułbym wstręt. Nie był zdeprawowany. Było mi go żal.” W 2002 roku dziennikarka Gazety Wyborczej odnajduje go. Ale nie chce rozmawiać o matce, o tym co się stało, nie chce wracać do przeszłości. Ma żonę, jest ojcem.

 

Źródło: M. Adamowska, Pamięć jest okrutną karą, [w:] Z archiwum Sz. Śladem szczecińskich historii niezwykłych XX wieku.