Czarna suknia, rękawiczki, pantofle... W takiej kreacji wystąpiła wczoraj na szczecińskim Zamku, Macy Gray i niewątpliwie uwiodła publiczność swą charyzmą i unikatowym głosem. Były jednak obawy, że to nie będzie tak udany wieczór...

Specjalna moc Macy

Jeszcze kilka minut przed godziną rozpoczęcia występu nad dziedzińcem Zamku przetaczała się ulewa... Publiczność uzbrojona w parasole zaczęła zajmować miejsca, spoglądając z niepokojem w niebo. Jednak Macy dysponuje chyba jakąś specjalną mocą, bo wraz z wybiciem godziny dwudziestej chmury przeniosły się w inne miejsce i nic już nie przeszkadzało nam w odbiorze muzyki (jedynie nagłośnienie na początku występu było jeszcze „nieco” niedopracowane).

 

Roztańczony nastrój

Macy zaczęła bardzo ambitnie. Muzycy jej towarzyszący grali rhythm’n’bluesa zmieszanego z ognistym soulem, a pulsujące brzmienie basu, klawiszy i perkusji zawładnęło przestrzenią. Artystka śpiewała i tańczyła, a publiczność bardzo szybko podchwyciła ten nastrój i miejsca siedzące zajmowali już tylko nieliczni. Niewątpliwie szczecińska publiczność jest bardzo spragniona takich wydarzeń i to Macy bardzo szybko odgadła, podejmując z widzami spontaniczny dialog. Próbowała nauczyć się nazwy naszego miasta, pytała nas czy chcemy być perfekcyjni i objaśniła jak to zrobić (trzeba robić to, co się chce i nie bać się o to, co inni powiedzą).

Eksplozja emocji

Oczywiście te przemowy były tylko dodatkiem do muzyki, ale bardzo wpłynęły na atmosferę wydarzenia, bo Macy emanowała ciepłem i energią, przekazując je widzom. W repertuarze wieczoru znalazły się jej najbardziej znane utwory, takie jak „Beauty In The World”, „Sweet Baby” czy „Sexual Revolution” połączony z klasycznym tematem „Do Ya Think I'm Sexy”. Ten fragment to była prawdziwa eksplozja radosnych emocji, ale niemniej miło zaskoczyła nas artystka innym znanym utworem. W połowie swego występu przedstawiła bowiem własną wersję kompozycji „Creep” z repertuaru Radiohead.

Piękny finał

Długo zwlekała z zaśpiewaniem piosenki najbardziej oczekiwanej, czyli „I Try”, ale oczywiście ten moment nastąpił ku wielkiej radości widzów. Rozbudowana, improwizowana wersja tego utworu zakończyła podstawową część występu, ale oczywiście widzowie domagali się więcej. Najpierw zatem na scenę wrócił perkusista, który uraczył nas energetycznym, dubowym solo, a potem usłyszeliśmy zaśpiewany przez Macy tylko z towarzyszeniem klawiszy, spokojny utwór „First Time”. Finałowym akcentem było wykonanie „The Way” i lepszego zakończenia nie mogliśmy chyba otrzymać. Zachwyceni widzowie żegnali cały zespół długimi brawami i owacjami.