Chciałoby się rzec doskonały początek roku. Świetny koncert inaugurujący Akustyczeń a teraz Kazik Na Żywo. Olbrzymia kolejka do wejścia, tłumy zniecierpliwionych fanów oczekujących koncertu, hektolitry wypitego piwa, pozdzierane gardła, siniaki i spoceni szalejący fani. To wszystko za sprawą tylko i aż Kazika Na Żywo, którego (8.01.2010) koncert zniszczył szczecinian.

Ci, którzy myśleli, że skoro mają bilet od razu wejdą do środka przeliczyli się. Aby wejść do klubu trzeba było stać co najmniej pół godziny w kolejce mierzącej około 100 metrów. Oczywiście jak to zwykle bywa w kolejkach pełna integracja, żarty i tworzenie własnej set listy. Ci, którzy przychodzili robili tylko zdziwione miny i ustawiali się grzecznie na końcu. Tłumy przed Heya zostały nawet dostrzeżone przez wszystkich oczekujących na swój pociąg. Patrzyli oni z niedowierzaniem i pewnie zastanawiali się kto lub co jest sprawcą takiego „świńskiego ogonka”. Ponadto oczekując na koncert usłyszeć można było, że przy wejściu można było kupić bilet już nie za 50, a za 200 zł (!). Czy było warto? Oczywiście. Po koncercie można było usłyszeć komentarze „To najlepszy koncert w moim życiu”, czy „To najlepiej wydane w tym roku 50 zł”.

Koncert

Gwiazda gwiazdą, ale Kazik Na Żywo wie co to znaczy punktualność. Należy się za to wielki plus, bo przecież liczy się tez szacunek dla publiczności. „Legenda Ludowa” i zimne Heya stało się najgorętszym miejscem w Szczecinie. Publiczność oszalała. Wszyscy śpiewali razem z zespołem, skakali. „Świadomość”, „Kalifornia ponad wszystko”, „Łysy jedzie do Moskwy”, „Las Maquinas de la Muerte”,” Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej”, „Przy słowie”, „Nie zrobimy Wam nic złego”, „Tata dilera”, „Artyści”, „Kosument”, „Krzesło łaski” to większość utworów, które można było usłyszeć. Oczywiście jeden z największych aplauzów podniósł się, gdy tylko poleciały pierwsze nuty „Taty dilera”. Nie było chyba nikogo nie śpiewającego słów „To dobry chłopak był i mało pił”. Nie mogło obejść się bez bisów, których specjalnie długo nie trzeba było się domagać. „Jestem odpadem atomowym”, „I am on the top”, „Spalam się” oraz ponownie „Legenda ludowa” i „Tata dilera” nie do końca usatysfakcjonowały publiczność, gdyż ta domagała się jeszcze więcej. Niestety więcej już nie było. Ale i tak lepsze dwie godziny świetnej muzyki na żywo niż muzyka z odtwarzacza.

Pomimo tego, iż Kazik borykał się najprawdopodobniej z lekkim przeziębieniem zaśpiewał świetnie. Jego koledzy z zespołu Kwiatek (basista) , Litza i Burza (gitarzyści) oraz perkusista Tomasz Goehs sprawnie go wspomagali. Niesamowita energia bijąca ze sceny podrywająca tłum do zabawy jest najlepszym dowodem na to, że reaktywacja KNŻ to doskonała decyzja.

Publiczność

Po raz kolejny muzyka połączyła pokolenia. Starsi, młodsi, kobiety, mężczyźni… Wszyscy bawiący się, skaczący, śpiewający. Na koncercie można było nawet zobaczyć takie znane szczecińskie osoby jak tatuator Gonzo, czy Wesoły i Pszemo z Annalisy. Całe szczęście, że koncert odbył się w Heya. Dzięki temu nie zabrakło biletów i miejsca. Szalejącym w pogo należy pogratulować wytrwałości i pewnie też odporności na ból. Wszyscy spoceni, śpiewający z Kazikiem, obijający się o siebie, niejednokrotnie łapiący w muzycznym szale przysłowiowego zająca. A po koncercie na pewno zmęczeni, posiniaczeni ze zdartymi gardłami, ale i niesamowicie zadowoleni. Ci, którzy przyszli posłuchać tylko muzyki na pewno nie mogą narzekać. Oczywiście malkontenci przyczepią się, że zespół nie zagrał „Celiny” z repertuaru Kultu, której wielu się domagało. Mimo wszystko było warto. Dla atmosfery, dla muzyki i dla tej przyjemności jaką ona daje.

Jako support wystąpił Ene Due Rabe