- Nieważne, gdzie byłeś danej nocy. Do Kaskady i tak trzeba było pójść – opowiada pani Anna, stała bywalczyni.

Trochę historii…
Budynek, w którym działała Kaskada wybudowano już w 1829 roku. Właściwy lokal ruszył jednak 21 kwietnia 1962 i spłonął 27 kwietnia 1981. Istniał prawie 20 lat i był punktem wyróżniającym Szczecin.

Wiedzieli o nim ludzie z całej Polski, a także z zagranicy. Miał on w sobie klasę i prestiż – wspomina pan Włodzimierz, który w klubie bywał przynajmniej raz w tygodniu. Teorie dotyczące nazwy są różne. Jedna z nich mówi, że lokal otrzymał swoje imię dzięki schodom kaskadowym z poręczą.

4 poziomy
Kaskadę trudno porównać z jakąkolwiek dzisiejszą dyskoteką. Właściciele współcześnie istniejących klubów w Szczecinie, mogą jedynie starać się dorównać wizerunkowi i klasie, jakimi charakteryzował się dawny lokal. Składał się on z czterech części. Na parterze znajdowała się ekskluzywna sala Kapitańska na 120 miejsc. W kolorze niebieskim o marynarskim wystroju, który nawiązywał do portowego charakteru miasta. Robiła wrażenie. Obsługa miała szyte na miarę mundury oficerskie, nawiązujące do stylistyki miejsca. Tutaj zawsze można było usłyszeć „Kapitańskie Tango”.

I piętro to „Rondo”. Okrągła sala z parkietem w kolorze jaskrawej czerwieni na 80 miejsc. To tutaj można było spotkać panie lekkich obyczajów, które wypatrywały marynarzy. „Kaśka da” to inna mniej oficjalna nazwa lokalu…

II piętro to sala „Słowiańska”, która prezentowała styl ludowy. Drewniane deski, dębowe fotele oraz podświetlane koła wozów. Mieściła ona 200 gości. Później odbywały się tutaj pierwsze dyskoteki, trwające do białego rana.

Na III piętrze znajdowała się kawiarnia czynna do 24:00. To tutaj znajdował się jednoręki bandyta, a także telewizor.

Selekcja uzasadniona
Sala „Kapitańska” rządziła się osobnymi prawami. Nie można było tam wejść w dżinsach. Obowiązywały krawaty, które czasem wypożyczał szatniarz. – Jeśli partner zapomniał o tym elemencie garderoby, musiał sobie jakoś radzić – komentuje pani Grażyna, która w Kaskadzie bawiła się na swoim weselu.

Wiek uczestników imprezy był zróżnicowany, choć największą grupę stanowiły osoby między 20. a 30. rokiem życia. – Byli też dużo starsi, ale naprawdę nikt nie zwracał na to uwagi. Zawsze chodziliśmy większą grupą i zawsze się dobrze bawiliśmy – dodaje pani Grażyna.

Muzyka, muzyka, muzyka…
W Kaskadzie orkiestry były dwie. – Jedna znajdowała się między parterem a I piętrem, a druga grała w sali Słowiańskiej. Składała się z ok. 8 muzyków, którzy byli naprawdę profesjonalni. Przychodzili wcześniej, robili próby, opracowywali nowe utwory. Saksofony, trąbki, fortepian, perkusja i gitary – to wszystko można było wtedy usłyszeć – opowiada pan Janusz, dawny pracownik Kaskady.

Więcej niż słone paluszki
W ciągu dnia Kaskada pełniła funkcję restauracji (Kaskadowa) i stołówki (I i II piętro). Dziennie żywiło się tam 1500 osób, które wykupiły abonament. W restauracji, w której menu dostępne było w 4 językach (polski, niemiecki, angielski oraz rosyjski) ceny były wyższe, jednak także przystępne.

– To były takie dziwne czasy. Ludzie zarabiali za dużo pieniędzy, ale też nie mieli ich na co wydawać. Mogli się bawić, więc się bawili. Wszyscy płaciliśmy za wstęp do Kaskady, ale wszystkich było stać na to, żeby wejść, zamówić kolację i napoje. Kiedyś nie wyobrażaliśmy sobie imprezy tylko ze słonymi paluszkami – wspomina pan Włodzimierz.

Życie artystyczne
Kaskada była nie tylko miejscem, w którym można było dobrze zjeść i potańczyć. Była to okazja do poczucia kultury. Kaskada, otwarta 7 dni w tygodniu, nigdy nie narzekała na brak klientów. Codziennie, oprócz poniedziałków, można było zobaczyć tutaj kabaret. W Kaskadzie wystąpiło wielu znanych artystów, m.in.: Drozda, Laskowski, Gołas, Jarocka, Łazuka, Jantar. To tutaj odbył się pierwszy w Polsce striptiz. Pokazy ognia oraz wiele innych atrakcji, które w dzisiejszych lokalach są rzadkością, tam były po prostu stałym elementem.

Toaleta płatna, ale perfumowana
W Kaskadzie płaciło się za wstęp, za szatnię, za jedzenie oraz… za toaletę.

– Nikt jednak nie próbował oszukać tej babci, która tam siedziała. Zawsze każdy rzucał jej więcej. Może dlatego że przychodziła do ciebie z ręcznikiem, żebyś mógł wytrzeć ręce, a może po prostu lubiliśmy być perfumowani. Babcia zawsze miała flakonik perfum do zaoferowania – wspomina pani Anna.

To były inne czasy…
- Kaskada była naszym ulubionym lokalem. Zawsze było tutaj najwięcej ludzi. Miła obsługa sprawiała, że naprawdę czułam się tutaj gościem. Kelner pilnował twojej torebki przy stoliku, o którą i tak za bardzo nie trzeba było się martwić. To były inne czasy – wspomina pani Anna. – To był po prostu lokal z wyższej półki – dodaje.