Będąc osobą ciekawą i nieprzesądną postanowiłam dotknąć magii. Chciałam zobaczyć i przekonać się, dlaczego ludzie znajdują ukojenie i wiarę w czymś, co nie jest zbadane, udowodnione, czego nie można nawet zobaczyć. Byłam ciekawa, co mi wróżka powie, czy odgadnie, po co tu przyszłam czy będzie blefować i z każda kolejną kartą odkrywać moje przeznaczenie. Kiedy stanęłam pod drzwiami kobiety o nietuzinkowym zawodzie nie byłam zaskoczona Nie ujrzałam chatki nieopodal starego drzewa, nie huczała sowa, nie było odgłosu skrzypiących drzwi, jedyne, co mnie przybliżyło do ów klimatu, był czarny kot ocierający się o moje łydki z wydającym cichym, słodkim miauknięciem. Poddałam się wzrostowi adrenaliny i czym prędzej nacisnęłam całkiem zwyczajny dzwonek. Otworzyła mi kobieta starsza, niska niczym nie zaskakująca- zwyczajna starsza pani, której trzeba pomóc przeczytać cenę na opakowaniu w sklepie.

Tak proszę poczekać- odparła nieco zmęczonym głosem i wskazała na sofkę z dwiema zniecierpliwionymi kobietami. 


Po życzliwym przywitaniu nie mogło zabraknąć kobiecej pogawędki solidaryzującej naszą wspólna wizytę. Zadbana blondynka poinformowała mnie, że jak jestem pierwszy raz to będę godzinę, co ostudziło nieco moją ciekawość pomieszaną z przewidzianym uczuciem nudy. 


- Powiedziała mi, że moja córka przejdzie swoją drogę życiową w mundurze, moja córka oznajmiła mi po kilku miesiącach, że idzie do wojska.- Blondynka czekała na moje zdumienie i podziw wobec wróżki, ja natomiast układałam sobie w głowie jej seans- sprytna wróżka, dopytyje się o rodzinę, wyciąga karty, mota słowami, a kobieta natchniona jej językowym potokiem podciąga wszystko pod swoją sytuację i traktuje ją nazbyt indywidualnie. 


     - Tak, wszystko jest zapisane w gwiazdach...- Odparła druga, młoda kobieta- czekająca zniecierpliwiona na swoją matkę, którą ewidentnie tu przyprowadziła. Z każdym kolejnym wypowiadanym zdaniu czułam jak rosła w nich wiara. Zadziwił mnie fakt, że w dzisiejszych naszpikowanych nauką i techniką czasach są tacy ludzie. Kobiety wyglądające na nowoczesne, pewne siebie, robiące kariery tak bardzo wierzą w karty tarota, które układa i interpretuje jakaś nieznajoma kobieta- Absurd!! Krzyczę w głowie. Z całą pewnością kobiety te mają swoje problemy, których nie mogą rozwiązać w racjonalny dla siebie sposób, boją się podejmować ważne decyzje i dlatego powierzają je w ręce „posłanniczki magii’. 


           I wreszcie wchodzę. Rozglądam się po pokoju, na ścianie roi się od wszelkich certyfikatów, dyplomów i uznań. -To jest szkoła magii? Zastanawiam się w myślach. W kącie dymi się kadzidełko, co tłumi dym z papierosa wróżki, którym akcentuje swoje długie zadziorne czerwone paznokcie. Na kolana wskakuje mi znajomy czarny kot, dekoncentrując moją obserwację. Wróżka układa na stoliku kartki czystego papieru i daje mi polecenie przełożenia poszarzałych, mocno zużytych kart. Pada pytanie o moje imię i datę urodzenia. Na zmianę między kolejnym zaciągnięciem marlboro a notowaniem, prawie nie patrząc na mnie, zgaduje moją osobowość. O dziwo udało jej się. Jestem trochę zaskoczona szczegółowymi stwierdzeniami niektórych faktów, zaczyna mnie to trochę przerażać. Wyciągając kolejne karty mam wrażenie, że znajdują się na nich informacje właśnie o mnie. Nie próbuje jej naprowadzać, jestem cicha i opanowana, próbuje zachować pokerową twarz, ale mimowolnie moja mimika rysuje zdziwienie. W końcu wciągam się, zadaje pytania, Wróżka niczym w transie analizuje cyfry, czyta karty, zapisuje daty, wymienia imiona- teraz jestem pod wrażeniem! Wszystko dzieję się coraz szybciej, mam coraz więcej pytań, czy udziela odpowiedzi jak postąpić?- Nie, sugeruje, naprowadza, wymaga czytania między wierszami, ale nie mówi zawile, wręcz przeciwnie- wizualizuje, czasem przeklnie, ale nie podejmie za mnie decyzji. To była najbardziej magiczna godzina, jakiej mogłabym się spodziewać. Minęła szybciej niż półgodzinna pogawędka z przyjaciółką przy kawie. Czarny kot leniwie zeskoczył z moich kolan a ja czułam się trochę jak po niesamowitym filmie, kiedy już lecą napisy a ja dalej patrzę się w ekran. Zamknęłam buzie, zapłaciłam według cennika i poszłam. Wróżka uprzedzała mnie, że się nie dziękuje. Posłuchałam. Wedle jej słów, realizacja wizji tarota ma się rozstrzygnąć w czasie od roku do półtora. 


    Mimo, że nadal będę siadać na rogu, jeść przewróconego torta i ignorować z ironią uwagi wścibskich ciotek, to przeżyję ten rok z pełną ciekawością i wiarą w mojego tarota. To była niezapomniana wizyta, której z pewnością nie zapomnę i nawet, jeśli takiej realistce jak ja kiedykolwiek coś z tych rzeczy się zdarzy to pewnie podświadomie będę jakąś część przepisywała tej wizycie. Być może to jest siła manipulacji, która mnie zaskoczyła i wciągnęła tak samo jak paczka chipsów, ale skoro napycha nas pozytywną wiarą i pomaga wierzyć w lepszą przyszłość na naszej dalszej drodze życia to może warto czasem spojrzeć w gwiazdy...