- O 17 też grałeś bis? - pada pytanie na widowni, gdy Artur Rojek wychodzi ponownie na scenę, by zagrać pożądany bis. – Tak, bo ładnie śpiewali – odpowiada wokalista. Cóż więcej napisać. Ma rację.

Artysta zagrał aż dwa koncerty jednego dnia w szczecińskiej filharmonii. Na obu sala była pełna. Zapewne trzecie wystąpienie również cieszyłoby się dużą popularnością wśród szczecinian. Po koncercie słyszałam opinie wielu ludzi, że już teraz, mimo że jest dopiero marzec, był to dla nich koncert roku.

Chodź, pokażę ci, jak się tańczy w filharmonii

Koncert jak i płytę solową Rojka otworzył kawałek Lato 76. Delikatne i subtelne preludium do tego, co szykowali dla nas artyści tego wieczoru. To w sumie idealna kompozycja na początek. Słuchacze stopniowo zanurzali się w instrumentarium zespołu. Było na czym zawieszać ucho, trochę pobawić się w poszukiwacza dźwięków. Taki muzyczny Indiana Jones, który odkrywa co rusz nowe brzmienia: dzwony, grzechotki, tamburyn i więcej, więcej, więcej... Beksa to drugi utwór ze wczorajszej setlisty. Absolutny hit, nie tylko radiowy, ale i koncertowy. Już wtedy było widać, że publiczność ma duże problemy, by usiedzieć na swoim miejscu. Kończyny same rwały się do tańca. Od udręki siedzenia uwolnił słuchaczy Rojek, mówiąc, że można wstać, można tańczyć, można śpiewać. Filharmonia onieśmiela, ale tylko troszkę. W Krótkich Momentach Skupienia artysta pokazał szczecinianom, jak należy się poruszać. Rojek zaskoczył mnie swoim szalonym, energetycznym tańcem z grzechotkami. Przyznam się szczerze, że zazdrościłam mu miejsca do ekspresji i owych brzęczących atrybutów. Ależ on się świetnie bawił na tej scenie! A później pełne emocji krzyki w Czasie Który Pozostał przyprawiły mnie o dreszcze.

 

Nie jestem dobry w mówieniu” - Artur Rojek

Myślę, że w tym przypadku nie liczy się, ile mówi się do publiczności, a co się do niej mówi. A w tym aspekcie Artur jest bezkonkurencyjny. Tego samego dnia 3 godziny wcześniej odbył się pierwszy koncert muzyka w Szczecinie – Jesteśmy więc rozgrzani, to dobra wiadomość. Zła jest taka, że wszystko, co miałem powiedzieć, powiedziałem wtedy – żartobliwie stwierdził Rojek i przedstawił zespół, bez którego ten koncert tak magiczny by nie był.

Jak myślicie, co jest największym przebojem koncertowym solowej odsłony Rojka? Oczywiście, że Syreny. Można powiedzieć, że klaskaniu, śpiewaniu i tańczeniu nie było końca. Tak udało się zahipnotyzować zebranych wczoraj w filharmonii.

Choć na ten efekt wpływ miał też koncert świateł i świetna akustyka tego miejsca. Feria barw połączona z ekstrawaganckimi strojami artystów robiła piorunujące wrażenie. Całość doznań dopełniała soczystość brzmienia. Może porównanie dość dziwne, ale to było jak jedzenie soczystego jabłka, którego każdy kęs dostarcza nowych doznań. Rojek był w znakomitej formie wokalnej, a zespół mu nie odstępował. Bardzo bym chciała mieć DVD z tego koncertu. I myślę, że nie tylko ja.

 

Więcej, więcej – bis, bis

Szczecinianie łatwo nie wypuścili artystów. Wracali na scenę dwukrotnie. Podczas bisów dodatkowo usłyszeliśmy Chłopca z Plasteliny, Ring Of Fire. Zdaje się, że każdy zna największy przebój Casha. Nie żyjcie jednak w błędzie, Rojek pokaże Wam, co potrafi zrobić z tym utworem.

Moment kulminacyjny przypadł na dwa ostanie kawałki tego wieczoru: Beksę i Syreny. Już bez żadnych oporów publiczność tańczyła i śpiewała, a energia, która w ten sposób powstała, była wręcz namacalna.

Choć może i będzie to dziwne stwierdzenie, ale nigdy nie wytańczyłam się tak w filharmonii.Czy był to mój najlepszy koncert w tym roku w naszym mieście? Czas pokaże. Jest na razie zdecydowanym faworytem.